— A jak Ty się w tym wszystkim
odnajdujesz? — Mateusz znienacka zapytał Kubę.
Popatrzył na mnie, ale zamiast
coś odpowiedzieć, zamyślił się.
— Irek mówi, że na tym
korzystasz. Seksualnie — nie dawał za wygraną.
— Napijesz się jeszcze kawy? —
odpowiedział Kuba. — Będę miał chwilę na ułożenie sobie myśli, a może kawa
jakoś mnie rozrusza. Bo to w sumie i trudne dla mnie, i intymne. Ale z drugiej
strony wiesz już tyle, że nie ma co się spinać.
Pokiwałem głową. Kuba wziął
kawiarkę, poza kawą wrzucił do niej jakieś przyprawy i nastawił na gaz. Potem
naszykował filiżanki, mleko i wszystko ustawił na stole. Irek w tym czasie
wyjął ciastka ze słoja. Mateusz odniósł wrażenie, że stracił trochę luzu, jakby
fakt, że Kuba też ma dorzucić swoje trzy gorsze trochę go zaniepokoił. W końcu
wszyscy dostali filiżanki z parującym i pięknie pachnącym płynem. Kuba
westchnął i zaczął:
— Dla mnie to wszystko było
wyzwaniem. I w pewnym sensie jest nadal. To prawda, że przez długi czas nie
miałem pojęcia, że Irek się puszcza. Było mi
z nim dobrze, miałem wrażenie, że jemu ze mną też. Nie widziałem powodu,
żeby coś miało dziać się „na boku”. Jego późne wracanie do domu też mnie nie
niepokoiło — robi kilka rzeczy na raz. Utrzymać się trzeba. Fakt — zanim
zaczęliśmy być ze sobą, mimo pracy miał dla mnie więcej czasu. To o tyle
dziwne, że przyjeżdżał do mnie niezły szmat drogi. Ale jakoś się nad tym nie
zastanawiałem. Potem znalazłem Puszczalskich
z zasadami. Popodkreślał w tej książce różne rzeczy, wyglądała zresztą na
nieźle sczytaną. I poczułem niepokój. Ale nie dlatego że uświadomiłem sobie
seksoholizm Irka. Nie. Poszedłem stereotypem — że ma kogoś na boku, kocha go,
układa sobie drugie życie. I to było dla mnie nieznośne. I chyba wciąż miałbym
z tym problem. Gdy dowiedziałem się, że sypia z połową miasta, wściekłem się.
Nawet chciałem się wynieść. Ale szybko poczułem ulgę — ma duże potrzeby
łóżkowe, ale nie zdradza mnie uczuciowo. Heureka! Może da się z tym żyć! Co ja
będę krył, chyba nie umiałbym się nim podzielić uczuciowo. Nie nadaję się na
poliamorystę. Muszę się czuć wyjątkowy, ten jedyny, miłość przeżywam „na
wyłączność”.
— Wiesz — przerwałem — myślę, że
to szerszy problem. Wśród poliamorystów, których znam, miłości akurat nie jest
zbyt wiele. Przynajmniej tak to odbieram. Tam nie ma problemu z seksem: nikogo
nie dziwią otwarte propozycje, zmieniające się układy. Ale albo przypomina to
swing, albo seksualną realizację singli. To tak, jakby poliamoria nie była
niczym innym niż wolnością seksualną.
— No właśnie. Dlatego Irek ma ten
plus, że jak już się ze mną rozmówił, nie udawał poliamorysty. I przyznawał, że
większość osób poli, które zna, raczej nie szukają miłości. To mi przyniosło
ulgę. Bo gdyby on mi się nagle zakochał i powiedział mi, że chce budować
związek we trójkę, to bym mu przypierdolił. A potem nie wiem, co by było...
— Ale wracając do tematu. Książka
to nie za mało, żeby mieć podejrzenia?
— No za mało. Ale inne sprawy też
zaczęły mi dawać do myślenia. Także sprawy łóżkowe. Wiesz, jak okresowo lubię w
łóżku maso. I kręci mnie fisting. Ale obaj nie mieliśmy doświadczenia w te
klocki. Przyznałem się kiedyś Irkowi, żebym chciał. Zgodził się nawet. Ale w
gruncie rzeczy mnie miział. Najpierw strzelał mi nieco głębszą palcówkę, w
międzyczasie oglądaliśmy filmiki i poczytaliśmy w necie o tym i owym. Ale
doszliśmy do dojenia prostaty, a w sumie to na ogół nie penetrował mnie nawet
całą dłonią. Mnie kręci głęboki fisting. Ale to może nie być bezpieczne i sama
teoria, co i jak robić, wcale nie ułatwia sprawy. Kiedyś po jego imieninach
zaczęliśmy szaleć w łóżku. A Irek nagle zaczął mnie głęboko fistować. Dosłownie
czułem go prawie w gardle. Nie pytał mnie czy chcę. Nie czaił się. Wszystko
było sprawne, kontakt, który ze mną utrzymywał, był konkretny i stymulujący. Kapitalne,
drobiutkie ruchy w prawo i lewo, górę i dół. Wystudiowane przechodzenie przez
zwieracz. Ach… Miałem taki orgazm, jakiego nie pamiętałem. Ale po zabawie
zacząłem się zastanawiać, jak to się stało. I zacząłem podejrzewać, że on to z
kimś ćwiczył.
— Potem się okazało, że tak było
— wtrącił się Irek. — Ale Kuba w łóżku był zadowolony, a poza nim marudny i
markotny. A zazdrość tak go nakręcała, że w końcu przejrzał moje smsy i maile.
I zaczęła się jazda. On stracił do mnie zaufania, oskarżając o zdradę, ale w
formie, której nigdy nie było. A ja straciłem zaufanie, że mogę swoje rzeczy
zostawiać na wierzchu nie bojąc się ingerencji w prywatność. Zagroził mi, że
się wyniesie. Starałem się rozmawiać, zapewniać o uczuciach, wyjaśniać, jakie
to były zdrady i dlaczego. Jakbym walił grochem o ścianę, wiedziałem nawet,
kiedy mam wrócić do pustego domu.
— No ale dom nie okazał się pusty
— zaśmiał się Irek. Co prawda najdłużej trawiłem kochanków, bo tu trudno mi
było uwierzyć w brak miłości. Ale strasznie mnie seksualnie nakręcała myśl, że
faceci płacą Irkowi za rżnięcie. Pomyślałem sobie, że mam w domu niezły towar,
skoro chcą go kupować. No i dzięki jego puszczaniu lepiej spełnialiśmy się w
łóżku. Bez pomocy z zewnątrz, pewnie część moich potrzeb jeszcze długo leżałaby
odłogiem. Jakoś zrozumiałem, że jego rozpasanie przynosi mi satysfakcję, ale
też zobaczyłem swoje granice w tych sprawach. Zamiast wynosić się, powiedziałem
mu o tym. Co i ucieszyło go, i zmartwiło, w tym sensie, że wie, że mam go teraz
na oku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz