piątek, 6 stycznia 2017

6. Zbawczy fisting


— A jak Ty się w tym wszystkim odnajdujesz? — Mateusz znienacka zapytał Kubę.

Popatrzył na mnie, ale zamiast coś odpowiedzieć, zamyślił się.

— Irek mówi, że na tym korzystasz. Seksualnie — nie dawał za wygraną.

— Napijesz się jeszcze kawy? — odpowiedział Kuba. — Będę miał chwilę na ułożenie sobie myśli, a może kawa jakoś mnie rozrusza. Bo to w sumie i trudne dla mnie, i intymne. Ale z drugiej strony wiesz już tyle, że nie ma co się spinać.

Pokiwałem głową. Kuba wziął kawiarkę, poza kawą wrzucił do niej jakieś przyprawy i nastawił na gaz. Potem naszykował filiżanki, mleko i wszystko ustawił na stole. Irek w tym czasie wyjął ciastka ze słoja. Mateusz odniósł wrażenie, że stracił trochę luzu, jakby fakt, że Kuba też ma dorzucić swoje trzy gorsze trochę go zaniepokoił. W końcu wszyscy dostali filiżanki z parującym i pięknie pachnącym płynem. Kuba westchnął i zaczął:

— Dla mnie to wszystko było wyzwaniem. I w pewnym sensie jest nadal. To prawda, że przez długi czas nie miałem pojęcia, że Irek się puszcza. Było mi  z nim dobrze, miałem wrażenie, że jemu ze mną też. Nie widziałem powodu, żeby coś miało dziać się „na boku”. Jego późne wracanie do domu też mnie nie niepokoiło — robi kilka rzeczy na raz. Utrzymać się trzeba. Fakt — zanim zaczęliśmy być ze sobą, mimo pracy miał dla mnie więcej czasu. To o tyle dziwne, że przyjeżdżał do mnie niezły szmat drogi. Ale jakoś się nad tym nie zastanawiałem. Potem znalazłem Puszczalskich z zasadami. Popodkreślał w tej książce różne rzeczy, wyglądała zresztą na nieźle sczytaną. I poczułem niepokój. Ale nie dlatego że uświadomiłem sobie seksoholizm Irka. Nie. Poszedłem stereotypem — że ma kogoś na boku, kocha go, układa sobie drugie życie. I to było dla mnie nieznośne. I chyba wciąż miałbym z tym problem. Gdy dowiedziałem się, że sypia z połową miasta, wściekłem się. Nawet chciałem się wynieść. Ale szybko poczułem ulgę — ma duże potrzeby łóżkowe, ale nie zdradza mnie uczuciowo. Heureka! Może da się z tym żyć! Co ja będę krył, chyba nie umiałbym się nim podzielić uczuciowo. Nie nadaję się na poliamorystę. Muszę się czuć wyjątkowy, ten jedyny, miłość przeżywam „na wyłączność”.

— Wiesz — przerwałem — myślę, że to szerszy problem. Wśród poliamorystów, których znam, miłości akurat nie jest zbyt wiele. Przynajmniej tak to odbieram. Tam nie ma problemu z seksem: nikogo nie dziwią otwarte propozycje, zmieniające się układy. Ale albo przypomina to swing, albo seksualną realizację singli. To tak, jakby poliamoria nie była niczym innym niż wolnością seksualną.

— No właśnie. Dlatego Irek ma ten plus, że jak już się ze mną rozmówił, nie udawał poliamorysty. I przyznawał, że większość osób poli, które zna, raczej nie szukają miłości. To mi przyniosło ulgę. Bo gdyby on mi się nagle zakochał i powiedział mi, że chce budować związek we trójkę, to bym mu przypierdolił. A potem nie wiem, co by było...


— Ale wracając do tematu. Książka to nie za mało, żeby mieć podejrzenia?

— No za mało. Ale inne sprawy też zaczęły mi dawać do myślenia. Także sprawy łóżkowe. Wiesz, jak okresowo lubię w łóżku maso. I kręci mnie fisting. Ale obaj nie mieliśmy doświadczenia w te klocki. Przyznałem się kiedyś Irkowi, żebym chciał. Zgodził się nawet. Ale w gruncie rzeczy mnie miział. Najpierw strzelał mi nieco głębszą palcówkę, w międzyczasie oglądaliśmy filmiki i poczytaliśmy w necie o tym i owym. Ale doszliśmy do dojenia prostaty, a w sumie to na ogół nie penetrował mnie nawet całą dłonią. Mnie kręci głęboki fisting. Ale to może nie być bezpieczne i sama teoria, co i jak robić, wcale nie ułatwia sprawy. Kiedyś po jego imieninach zaczęliśmy szaleć w łóżku. A Irek nagle zaczął mnie głęboko fistować. Dosłownie czułem go prawie w gardle. Nie pytał mnie czy chcę. Nie czaił się. Wszystko było sprawne, kontakt, który ze mną utrzymywał, był konkretny i stymulujący. Kapitalne, drobiutkie ruchy w prawo i lewo, górę i dół. Wystudiowane przechodzenie przez zwieracz. Ach… Miałem taki orgazm, jakiego nie pamiętałem. Ale po zabawie zacząłem się zastanawiać, jak to się stało. I zacząłem podejrzewać, że on to z kimś ćwiczył.

— Potem się okazało, że tak było — wtrącił się Irek. — Ale Kuba w łóżku był zadowolony, a poza nim marudny i markotny. A zazdrość tak go nakręcała, że w końcu przejrzał moje smsy i maile. I zaczęła się jazda. On stracił do mnie zaufania, oskarżając o zdradę, ale w formie, której nigdy nie było. A ja straciłem zaufanie, że mogę swoje rzeczy zostawiać na wierzchu nie bojąc się ingerencji w prywatność. Zagroził mi, że się wyniesie. Starałem się rozmawiać, zapewniać o uczuciach, wyjaśniać, jakie to były zdrady i dlaczego. Jakbym walił grochem o ścianę, wiedziałem nawet, kiedy mam wrócić do pustego domu.

— No ale dom nie okazał się pusty — zaśmiał się Irek. Co prawda najdłużej trawiłem kochanków, bo tu trudno mi było uwierzyć w brak miłości. Ale strasznie mnie seksualnie nakręcała myśl, że faceci płacą Irkowi za rżnięcie. Pomyślałem sobie, że mam w domu niezły towar, skoro chcą go kupować. No i dzięki jego puszczaniu lepiej spełnialiśmy się w łóżku. Bez pomocy z zewnątrz, pewnie część moich potrzeb jeszcze długo leżałaby odłogiem. Jakoś zrozumiałem, że jego rozpasanie przynosi mi satysfakcję, ale też zobaczyłem swoje granice w tych sprawach. Zamiast wynosić się, powiedziałem mu o tym. Co i ucieszyło go, i zmartwiło, w tym sensie, że wie, że mam go teraz na oku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz