środa, 18 stycznia 2017

9. Umowa o dzieło


Słuchajcie, nie wiem czy przyjadę — jęknął Mateusz do telefonu. — Może te ostatnie rzeczy do reportażu ustalimy mailem? Bo kuźwa, mam mętlik po naszym ostatnim spotkaniu. Potrzebuję dystansu.

Nie marudź — w słuchawce rozległ się głos Irka. — Pogadamy na żywo, powiesz, o co chodzi i jakiś dystans wypracujemy.

***

Kuba kazał Mateuszowi założyć obcisłe spodnie. Do tego sportowe buty, odkryte kostki. A na gołą klatkę piersiową letnia parka. Sam miał na sobie czarne jeansy i ciemną bawełnianą bluzkę z długim rękawem. Gdy Mateusz był już gotowy zeszli na dół. Chwilę stali przy bramie, gdy zza zakrętu pojawił się samochód Irka. Zatrzymał się płynnie przy nich. Obok niego siedział ks. Jurek, który kiwnął im głową na powitanie. Kuba usiadł za Irkiem, Matuszowi zostawiając miejsce za duchowym. Gdy byli już w środku Mateusz zauważył, że od szyi księdza idzie smycz. Irek miał ją owiniętą wokół dłoni, którą trzymał kierownicę. Nie miał czasu się nad tym zastanowić, gdy Kuba stanowczym ruchem odkręcił jego głowę w swoim kierunku. W drugiej ręce trzymał skórzaną obroże ze smyczą.

— Zapniemy Cię — powiedział. — W końcu psy trzeba trzymać na smyczy, gdy wychodzi się na spacer.

Mateusz nie był zachwycony tym pomysłem, ale się zgodził. Kuba sprawnie uwinął się z zapinaniem tak, że obroża bardzo lekko podduszała Mateusza. Potem — na wzór Irka — owinął sobie smycz na dłoni i zapadł się w fotel. W samochodzie panowało milczenie. Mateusz, któremu serce zaczęło walić z poddenerwowania, zaczął wyglądać przez okna. Mijali właśnie jakiś cmentarz. Po drugiej stronie miał na horyzoncie jakiś kolorowy budynek. Kuba przesłaniał widok, dlatego gdy go minęli odwrócił się, by zerknąć na niego w tylnej szybie. Kolory i ich rozkład skojarzyły mu się wtedy z Mondrianem. Jechali potem przez jakąś dzielnicę domków jednorodzinnych i  wjechali w osiedle.




Ich punktem docelowym okazał się plac, który — po tym, jak wysiedli z samochodu — spodobał się Mateuszowi. Z trzech stron okalały go arkady. Pośrodku oczy cieszyła zieleń. A cztery rogi wieńczyły nietypowe jak na blokowisko wieżowce. Rozejrzawszy się po placu zerknął a Jurka. Mógł teraz zobaczyć, że ten nie miał obroży założonej na szyi. Koniec smyczy opinał mu biceps. Dzięki takiemu rozwiązaniu widoczna była koloratka założono do koszuli. Irek z Kubą pociągnęli za smycze i skierowali się ku jednym z arkad. A potem, bardzo powolnym krokiem, poprowadzili „psy” wokół placu. Minęli sklep mięsny, po skręcie pocztę. Ludzi nie było wprawdzie dużo, ale ci, których mijali, patrzyli na nich zszokowani. Chyba właśnie o taki efekt miało chodzić. Zatrzymali się pod delikatesami rybnymi. Tam czekała na nich parka dresów. Na oko po czterdziestce. Irek z Kubą przywitali się z nimi mocnymi uściskami dłoni. To Antek i Krzysztof — Irek przedstawił ich Mateuszowi. — Nasi dzisiejsi gospodarze. Jurek już ich zna. Dresy wdały się w rozmowę z Kubą i Irkiem, którzy pociągnęli za sobą pozostałych. Nie szli do żadnego z wieżowców. Miejsce wybrane zostało więc tak, żeby przeciągnąć „psy” także przez kawałek osiedla. Po kilkuminutowym spacerze dobili wreszcie do czteropiętrowego bloku i zaczęli wchodzić do góry.

Antek z Krzysztofem mieszkali na trzecim piętrze, a ich mieszanie okazało się trzypokojowe. Do dwóch pokoi drzwi były zamknięte. W trzecim panował mrok, pewnie zasłonili rolety. Jasna była tylko kuchnia, do której weszli.  Antek zdjął też parkę z Mateusza. Na stole stały porozstawianie puszki piwa, butelki z wodą, kanapki z łososiem i dwie misi czegoś, co przypominało karmę dla psów. Irek zaczął otwierać alkohol i podał Kubie i znajomym. Wpakował też sobie do ust kanapkę i przeżuwając, kazał Mateuszowi i Jarkowi klęknąć. Potem podstawił im miski z karmą i kazał zjeść do ostatniego okrucha. Jurek od razu wziął się do roboty, chrupiąc głośno. Mateusz ociągał się, za co dostał od Krzysztofa w łeb. A potem poleciały bluzgi, „zachęcające” do konsumpcji. Mateusz nabrał karmy do ust — była twarda  i okrutnie słona, ale zaczął ją grzecznie jeść. Gdy zeszła druga kolejka z piwem, a miski były prawie wyjedzone, Kuba podetknął Mateuszowi kubek z wodą i pozwolił się napić. A potem czwórca zabrała podopiecznych do pokoju. Zapalili boczne światłe światło. Mateusz zobaczył pokój urządzony do seksualnych zabaw. Ściany obite były materiałem, który z jednej strony umilał opieranie się, a z drugiej — wyciszał. Pośrodku było okrągłe podwyższenie. Zrzucać gacie! — zakomenderował Antek. — A potem grzecznie na czworaka na scenę! Nie tak —¨rzucił ze złością, gdy Mateusz uklęknął obok Jurka. Twarzami do siebie, ale nieco z boku, żeby ktoś mógł wam stanąć przed mordą! Mateusz karnie przemieścił się. Spojrzał na przystojną twarz Jurka, która zdradzała spokój. Pozostali rozebrali się i w powietrzy uniósł się zapach używanych i nie do końca umytych pał. Przed Mateuszem wylądował Antek. Miał nieduże, przyklejone niemal do podbrzusza jądra. Jego kutas był średniej długości, ale za to bardzo gruby i mocno zakrzywiony. Przed Jurkiem stanął nagi Kuba. Gdy Antek natarł na usta Mateusza, Kuba puścił na Jurka strugę moczu. Mateusz niemal natychmiast poczuł, że ktoś odlewa się na jego tyłek. Najpierw z daleka, a potem przebija się z lekka przez zwieracz, by wypełnić go moczem od środka. Sądząc po jękach, które wydawał Jurek, czwarty z kolesi musiał penetrować mu dupsko. Mateusz krztusił się chujem, który rżnął mu gardło. Targały nim torsje i ślinił się potężnie. Wolał jednak to, niż picie uryny, co chciwie robił ksiądz. No tak — pomyślał — psie żarcie jest słone, a nie dali mu nawet łyka wody. Antek złapał go za uszy i jeszcze mocniej zaczął posuwać. W jego ślady poszedł Kuba, któremu pęcherz opróżnił się do ostatka. Gość stojący za Mateuszem zaczął lizać mu dziurę. Okazało się, że był to Irek. Jurka musiał zatem obrabiać Krzysztof. Tak też było, bo po chwili z podwyższenia zeszli Kuba z Antkiem, a weszła tam pozostała dwójka. Usiedli pośrodku i wyciągnęli nogi, tak, że noga Irka znajdowała się pod brzuchem Mateusza, a Krzysztofa — pod brzuchem Jurka. Antek z Kubą nałożyli im na stopy żel. A potem nadziali na duże palce dupy pasywów. Mateusza przeszył ból, penetracja palcem od stopy była dość hardcorowa. Starał się jednak rozluźnić i znaleźć w tym jakąkolwiek przyjemność, by przetrwać. Jurek za to wyglądał na zadowolonego. No, teraz już obaj są luźni — powiedział Irek. Możemy rżnąć na dobre. Tylko niech się ładnie wypną na krawędzi sceny. Tak zrobili. Aktywi ustawili się w wygodnej odległości od siebie. Na Mateusza jako pierwszy spadł krzywy chuj Antka. Wbił się po same jaja, po czym wyszedł. Koło przekręciło się i w taki sam sposób wylądował w jego dupie Kutas Irka. Potem palce Kuby, który jednak nie rżnął, bawił się za to w palcówę i fist, a na końcu Krzyśka. Takich rund na jedno głębokie nadzianie odbyli kilka. Potem kazano im położyć się na plecach. Bokiem, tak, żeby mogli przelizać sobie ryje. A aktywi ruchali ich, już każdy w swoim tempie i ze zmieniającą się techniką. Mateusz całując się z Jurkiem miał wrażenie, że ten jest w całości swoją dupą. I że jako dupa przeżywa nieziemską rozkosz. Postanowił pójść w jego ślady. Skupił się na tym, co czuje. Jak inaczej może obcisnąć zwieraczami poszczególnego chuja, jak zmieniają się doznania w zależności od głębokości i tempa pchnięć, czy pokrzywienia kutasów. Najbardziej podobało mu się chyba z Krzysztofem, który był o wiele dłuższy niż Irek. I nie był tak krzywy, jak Antek. Podobało mu się, gdy w bardzo szybkim tempie masakrował mu dupę by potem zwalniać. Wyciągać chuja raz do połowy, raz zupełnie. I wwierać się w niego od nowa. Starał się wyczuć jego rytm, by pomagać mu ruchami bioder. Jego własny członek sterczał mocno, a dupa, rozwalana przez kochanków, pulsowała od gorąca. Ciekawe, co robi Kuba? — zdążył pomyśleć, zanim odpłynął. Nie zauważył, że Jurek penetrowany był jednocześnie chujem Irka i łapą Kuby. A jego miało coś podobnego czekać za moment.



***

Po co ci dystans — zapytał Kuba. — Nie lepiej zrobić tak, żeby Twoja dziewczyna rozsmakowała się w tym, jak wali Cię facet? Da się zrobić.

Ale że jak? — wyjąkał Mateusz.

No, Irek Ci ją zbałamuci, a potem razem wylądujecie w łóżku. Tyle, że to już nie za darmo. Bo Irek jednak nie jest specjalnie hetero.

I myślisz, że on się zgodzi?

Już się zgodził. Byliśmy pewni, że to w tym rzecz — zaśmiał się Kuba. — Ale… ale musisz zagrać naszych warunkach. Za całość kasa, ale poza tym, musisz też dać dupy. Rozsmakować się nie tylko w posuwaniu.

Eeee… — wyjąkał Mateusz z przerażeniem na twarzy.

Żadne eee… dbamy o Twoją laskę. Jak dasz się posunąć, będziesz mniej więcej wiedział, co ona czuje. I zrobisz się lepszy w łóżku. A co sam przeżyjesz, to Twoje — zaśmiał się dość demonicznie. — No i żebyś się nie wymigał, a my nie byli stratni, podpiszesz umowę o dzieło. A aneksem, takim dla nas. W nim będzie, o co chodzi dokładnie w tym dziele. W umowie ujmiemy to ogólnie i dodamy, że zobowiązujesz się współdziałać we wszystkim, co pozwoli najlepiej dzieło zrealizować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz