Prawdę powiedziawszy, wszystko
było inaczej niż zazwyczaj. Mateusz przywykł, że ludzie niechętnie się z nim
spotykają. Dla jednych opowiadanie o życiu intymnym jest złamaniem reguł. Inni
boją się, że ktoś pozna ich po głosie czy szczegółach z biografii, a w
dzisiejszych czasach życie na opak z narzucanymi politycznie regułami może mieć
nieciekawe konsekwencje. Irek jednak
zgodził się od razu. A do tego zaproponował spotkanie z dnia na dzień.
Mateusz słabo znał Łódź, ale
dojazd na Żubardzką okazał się prosty. Przeliczył się tylko w sprawie korków.
Na miejsce dotarł dziesięć minut przed czasem, ale musiał jeszcze zaparkować.
Pod salą koncertową nie dało się nic znaleźć. Zadzwonił do Irka, który lekko
poddenerwowanym głosem odesłał go pod „Cud Miód”.
— Poczekam na Ciebie, najwyżej
się trochę spóźnimy — powiedział.
Sam nie był w stanie wymyśleć nic
innego, więc posłuchał. Pod knajpą też nie było łatwo zaparkować, ale wypatrzył
w końcu wolne miejsce. Zatrzymał się, zwinął marynarkę z tylnego siedzenia i
ruszył z kopyta. Zdyszany wpadł do środka. Irek faktycznie na niego czekał. Przystojniejszy niż się spodziewałem —pomyślał
Mateusz patrząc na bruneta o śniadej cerze. Był od niego nieco niższy, w fajnej
marynarce i śmiesznym krawacie z napisem „Jestem sexy i wiem o tym”. Podali
sobie ręce. Uścisk Irka był mocy, by nie powiedzieć stalowy.
— Chodźmy — rzucił. — Mój facet
trzyma dla nas miejsca.
Podeszli do drzwi. Bileterka
otworzyła je cicho, a oni wślizgnęli się do środka. Orkiestra grała w
najlepsze, gdy oni starali się dyskretnie dotrzeć do swojego rzędu.
— Straciliście uwerturę —
wyszeptał do nich z naganą blondyn o bujnej czuprynie i zmysłowych ustach.
Podał dłoń Mateuszowi i przedstawił się — Kuba jestem. Potem pociągnął go
lekko, dając do zrozumienia, żeby usiadł z jego prawej strony. Tak zrobił, a
gdy wziął głęboki oddech poczuł, jak ogarnia go zmęczenie. — To musical o Łodzi
— usłyszał w uchu szept Jakuba. — Fajnie, że zobaczysz.
***
Spektakl faktycznie warto było
zobaczyć. Mateusz razem z resztą widzów zerwał się na koniec z fotela i zaczął
entuzjastycznie bić brawo. Kuba szepnął coś do Irka. Widzowie zaczęli
wychodzić.
— Niech Pan wyciśnie z niego
wszystko — Kuba zwrócił się do Mateusza. — Będzie miał Pan czego słuchać. Ja
idę do znajomych za kulisy. Tylko niech Pan pamięta — puścił oko —, że długo
myślałem, że Irek to porządny monogamiczny samiec alfa. Ale samiec alfa chyba
nie może być monogamiczny — puścił oko i poszedł.
— Długo jesteście razem? —
zapytał Mateusz.
— Ponad pięć lat — odpowiedział
Irek. — Nieco krócej mieszkamy ze sobą.
— Ładny staż.
— To prawda.
— Obaj jesteście poliamoryczni?
— Ech — żachnął się — Kuba być
może. Ale jemu najlepiej jest ze mną. A ja uważam, że słowo poliamoria jest
przereklamowane. Dlatego chciałem z Panem pogadać, bo może warto w ramach
reportaży o poliamorii zrobić i taki — o przereklamowaniu.
— Ale nie jest Pan monogamiczny?
— zapytał zaskoczony Mateusz.
— Zdecydowanie nie jestem.
Chodźmy może do knajpy, gdzie Pan zaparkował. Liczę, że będą tam warunki do
spokojnej rozmowy, to dowie się Pan więcej.
— OK — potaknął Mateusz. —
Ciekawi mnie tylko, jak Pana facet daje sobie radę.
— Wie Pan, było burzliwie. Nie
mówiłem mu od początku, mój błąd. Ale z drugiej strony związał się ze mną, gdy
byłem z kimś innym. Tamten związek przeszedł mi w przyjaźń, ostatnio bardziej
wirtualną z braku czasu. Dotarło do niego, że przez naszą miłość ktoś też mógł
cierpieć, a jednak nie odwrócił się ode mnie czy od nas. Myślę, że to dało mu
do myślenia.
Weszli do środka. Wnętrze było
dość ciemne i dość ciężkie. Ludzi było niewielu, co w połączeniu z atmosferą
pozwalało się zaszyć. Usiedli i zamówili herbatę. Mateusz wyciągnął notes, w
którym zrobił notatkę, i dyktafon.
— Nie będzie Panu przeszkadzać? —
zapytał.
Irek pokręcił przecząco głową.
— To świetnie.
Kelner przyniósł filiżanki i
czajniczki z herbatą. Gdy wszystko znalazło się już na stole Irek poprosił,
żeby im nie przeszkadzał.
— Gdybyśmy czegoś potrzebowali,
poproszę Pana.
Kelner potaknął i odszedł.
— To co, zaczynamy?
— Jasne.
— A zatem, poliamoria jest według
Pana przereklamowana?
— Zdecydowanie. To fajny idea,
tak swoją drogą. Ale na ogół służy u nas do tego, żeby ładniej nazwać
rozwiązłość. To tak, jakby wstydzić się rozwiązłości, ale jak ładniej się ją
nazwie, to już tego wstydu nie czuć. Mam dość hipokryzji i nie będę udawał kogoś,
kim nie jestem. Kocham Kubę i dobrze mi z nim, także w łóżku. Kocham
przyjaciół, z którymi w łóżku też mi dobrze. To może być od biedy krąg
poliamoryczny. Ale w łóżku dobrze mi też z kochankami. Z klientami bywa lepiej
lub gorzej, ale sypiam z nimi przy okazji i nie ze wszystkimi. To już na pewno
nie jest poliamoria. Za to jest to sposób na samorealizację. Nie jedyny, co mam
nadzieję, wyjdzie w naszych rozmowach. Niemniej jestem kurwiarzem i nie wstydzę
się tego. Potrzebuję seksu, bo rozwija mnie i spełnia. Inaczej, gdy za pomocą
ciała buduję bliskość z partnerem. Inaczej, gdy ląduję w łóżku z kochankiem. A
jeszcze inaczej, gdy to element pracy. To nie są doświadczenia wymienne i
potrzebuję wszystkich. O tym chcę Panu opowiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz