środa, 1 lutego 2017

11. Pierwsza opowieść


Mateusz położył przed Kaśką egzemplarz magazynu.

— Pierwsza opowieść poszła dzisiaj. Dzwoniłem właśnie do Irka, żeby mu podziękować. Gdyby nie on, nie poznałbym tej poliamorycznej rodziny.

— Hmm… Irek i Irek — rzuciła ze śmiechem Kaśka. — Zacznę być zazdrosna — puściła oko. — A tak na serio, może bym go w końcu poznała? Zaproś go na jakąś kolację, podziękujemy mu bardziej osoboście.

— Świetny pomysł — powiedział Mateusz z ulgą w sercu. W końcu udało mu się sprowokować taką sytuację, Irek dostanie więc dobrą okazję, by zacząć ją uwodzić. Na czym Mateuszowi mocno zależało czuł się bowiem mocno wygłodzony w gejowskiej części swojego ja, a robienie Kaśki na boku jednak nie do końca mu odpowiadało. — Pogadamy o tym później, bo muszę lecieć a spotkanie z kolejnym poliamorystą. A Ty rzuć okiem na tekst w wolnej chwili.

Pocałował ją w czoło i faktycznie zaczął zbierać się do wyjścia. Kaśka zaś otworzyła magazyn, przekartkowała go i zatrzymała się na tytule Wielomiłość w szpongach. Pisany był z punktu widzenia pierwszej osoby...



"Zerknąłem na telefon. Na ekranie pojawiła się twarz Witka w charakterystycznym kółeczku Messengera. Kliknąłem zaciekawiony, co napisał, bo od dłuższego nie mieliśmy ze sobą prywatnego kontaktu. Wiadomość zaskoczyła mnie, bo prosił o spotkanie. Najpierw ze mną, potem ze mną i z Jackiem, potem, że może jednak na początek sam na sam. Bo chce porozmawiać o czymś ważnym i intymnym, ale się wstydzi. Widać było, że coś go męczy i że trzeba mu pomóc przełamać nieśmiałość. Odpisałem, że jasne, z chęcią się zobaczymy. I że trzy głowy to nie dwie, może w większym składzie lepiej uda się mu pomóc. Odpisał późnym popołudniem, że dziękuje. I zapytał, czy poszlibyśmy z nim do parku. W knajpie nie będzie czuł się komfortowo, a do domu nie ma śmiałości się wpraszać. Zgodziliśmy się, umawiając się w nadchodzący weekend w Parku Julianowskim. Ku naszemu zdziwieniu przyszedł z kocem i koszykiem. Przywitał się serdecznie, choć głos nieco mu drżał. Poszliśmy w odległy kąt łąki i rozłożyliśmy się. Witek wyjął z koszyka schłodzonego porzeczkowego radlera, który miło chłodził organizm. Rozmowa nie kleiła się. Co prawda gadaliśmy trochę o robocie, trochę o jego teatralnych planach, ale widać było, że myśli o czymś innym, czy raczej, że usilnie próbuje o czymś nie myśleć. Gdy kolejny raz wątek urwał się i zapadła cisza, Jacek położył swoją dłoń na jego dłoni. Po ciele Witka poszedł dreszcz. Jacek powiedział cicho: A o czym właściwie chciałeś rozmawiać? Witek zaczerwienił się, po czym spuścił wzrok. No bo wiedzie,… eee…, hm… Przerwał, po czym wystrzelił: powiedziałem mojej dziewczynie, że jestem biseksualny. Znaczy, że ją kocham, ale czuję też potrzebę fizycznej bliskości z facetem. Popatrzyliśmy z Jackiem po sobie. Też położyłem dłoń na dłoni Witka. Dobrze zrobiłeś — powiedziałem. Najgorsze jest uciekanie lub kłamanie. Jak zareagowała? Spokojnie — odpowiedział. — Powiedziała, że domyślała się. Za dużo zostawiałem jej wskazówek. Czekała tylko, aż jej powiem.
Zaskoczyło nas, że nie tylko pogodziła się z sytuacją, ale powiedziała Witkowi, że nie chce, by poświęcał dla niej tę część siebie. Wiecie, ja jeszcze nigdy nie byłem blisko z chłopakiem, mimo że bardzo bym chciał. A ona namawia mnie, żebym to zmienił. Wiem tylko, że chciałaby, żeby nikt mnie nie skrzywdził. I żeby to nie było szaleństwo na imprezach, bo zdrowie jest ważne. I stabilność, żeby nie pogubić się w uczuciach. Pomyślałem o Was — rzucił szybko, jakby z lękiem. — Wiem, że jesteście otwarci. I czuję, że mnie wspieracie jak tańczę. Jasne, nie znamy się, ale może byście mieli ochotę spróbować? Poznać się lepiej? Może by coś nam wyszło?
Popatrzył na nas zalękniony. My zaś poczuliśmy się oszołomieni. Jeszcze nigdy nie dostaliśmy takiej propozycji, nietypowej, szczerej, ale i kuszącej. Witek wyglądał jak małe dziecko, które trzeba przytulić. Jacek położył rękę na jego głowie i poczochrał go, a potem cmoknął go w czoło. Po ciele Witka znów przebiegł dreszcz. Dobra chłopaku — powiedział. — Spróbujemy, może uda nam się zostać nietypową rodziną. Ale nie spieszymy się, po prostu nauczmy się ze sobą być.

Tak też się stało. Zaczęliśmy mailować, robić wypady rowerowe, telefonować do siebie. W pewnym momencie zaryzykowaliśmy i zaprosiliśmy Witka z jego dziewczyną na pizzę i kino. Popołudnie minęło nam naprawdę świetnie. Widać było między nimi porozumienie, świetnie umieli ze sobą żartować, czy okazywać czułość. Witek kilkakrotnie czule obejmował też nasze dłonie, dając tym wyraz łączącej nas bliskości. Czas biegł, wakacje prawie się kończyły. W teatrze zaczęły się próby przed spektaklami w październiku. Także nie było już szans na tak częste widywanie się jak wcześniej. Zwłaszcza, że jak dotąd widywaliśmy się na mieście. Witek postanowił to zmienić zapraszając nas do siebie na kolację. Przyszliśmy o umówionej porze. Otworzyła nam jego dziewczyna. Wyglądała fajnie w mondrianowskiej miniówce i w fartuszku. Cmoknęła nas w policzek i zachęciła do wejścia. Witek jeszcze ćwiczy — powiedziała. — Ale zaraz podaję. Jest tam — pokazała ręką. — Zaraz Was zawołam. Witek był bez koszulki, z getrami na łydkach i w przepasce. Robił właśnie arabeskę uroczo balansując. A jesteście — ucieszył się. Podszedł do nas, przemknął wargami po naszych policzkach i zrobił nam mocnego misia. Serce biło mu mocno, tors miał rozgrzany, a skóra na plecach była miękka i elastyczna. Chłopcy, kolacja! — usłyszeliśmy. Witek zaśmiał się, wciągnął ubranie i pociągnął nas do stołu. Na talerzach leżały dymiące pierożki, obok nich kawałki ryby. Witek polał białego wina. Rozmowa potoczyła się swobodnie, zwłaszcza, że zaczęliśmy od kilku kawałów. Potem zaczęliśmy trochę plotkować o pracy. Witek zaczął przedrzeźniać jakąś koleżankę, raz po raz biorąc za ręce to nas, to swoją dziewczynę. Słuchajcie, a może byśmy przytulili się do siebie? — zapytał w pewnym momencie i szelmowsko puścił oko. Czekaj, mam lepszy pomysł — powiedziałem mierząc wzrokiem wielkość łóżka. Może usiądziemy sobie tam? Pociągnąłem Jacka i dziewczynę Witka za ręce. Usiedliśmy w trójkę, ona w środku, my po bokach. A ty połóż się nam na kolanach. Nie trzeba go było długo zachęcać. Zdjął koszulkę i położył się. Jego głowa wylądowała pod moimi rękoma. Zacząłem go miziać, a Jacek z dziewczyną delikatnie gładzili mu tors. Jacek nachylił się nawet, by popieścić mu sutki rozgrzanym i ruchliwym językiem. Witek jęknął z rozkoszą, a jego spodnie poruszyły się niespokojnie. Podniósł głowę i na wargach każdego z nas złożył pocałunek. Potem usiadł przed nami, przyciągnął nasze twarze i zaczął namiętnie pieścić nasze wargi, ssać języki. Robił to zachłannie, ale spokojnie, nie spiesząc się. Jego dłonie wędrowały to po naszych torsach, to po piersiach jego dziewczyny. Sam zaś stanął na czworakach wypinając się rozkosznie. Zsunąłem mu spodnie i językiem dotknąłem jędrnych, rozchylających się pośladów. Jęknął. Ja zaś zacząłem pieścić mu aureolę. Jacek przez chwilę przypatrywał się temu, co się dzieje. Później zdjął spodnie i przyciągnął stanowczym gestem usta Witka do swojego członka. Trawiło go pożądanie tak, że zaczął go posuwać. Stanowczo i głęboko. Witek oddał się temu z pasją, swoimi szczupłymi i długimi palcami pieszcząc dziewczynę. A może zrobimy tak? — zapytał Jacek. Przyciągnął do siebie dziewczynę, włożył członek między jej piersi. Possij nas razem — powiedział do Witka. Ten oddał się temu z pasją posapując i rozkosznie poruszając tyłeczkiem. Pięknie będzie tracił z Wami cnotę — zaśmiała się. — A ja mam ochotę w tym pomóc. Mam ochotę pieścić Ci tyłek — nieco rzężąc wyszeptała dziewczyna. Położyliśmy Witka na plecach. Dziewczyna wzięła jego nogi na swoje ramiona i zaczęła pieścić mu tyłek. Ja zacząłem go ssać, a Jacek znów posuwał go w usta. Po chwili poczuł, że dziewczyna pociąga go w swoją stronę. Wejdź w niego — powiedziała. Jacek kiwnął głową, oderwał się od ust Witka i podszedł do jego nóg. Wargami popieścił jego uda, po czym usadowił się między nimi. Poczuł jak dziewczyna bierze jego członek i pomaga mu wejść. Witek był ciasny, żołądź przebijała się więc powoli. Ale to uczucie dziewiczego zacisku było czymś wspaniałym. Jacek naparł mocniej i wszedł. Kilka powolnych ruchów, a potem zaczęła się szaleńcza galopada w różnych tempach i rytmach. Witek jęczał, obrabiając mojego członka. Gdy widać było, że pożądania zbliża się do ekstremum, dziewczyna dosiadła jego smukły członek. Wbiła go sobie mocno i zaczęła ujeżdżanie. Jej plecy ocierały się o brzuch Jacka, a Witek zacisnął się na członku. Wystarczyło parę ruchów, by tempo chłopaków zsynchronizowało się. Dojdźmy razem — zaproponował Jacek. Co też zrobili przewidując kulminację po grymasach twarzy. Wyładowanie było ogromne. Także chciałem się do niego dołożyć, wyciągnąłem więc członek z ust Witka i pomagając sobie ręką zalałem mu brzuch. Zmęczeni ale szczęśliwi wtuliliśmy się w siebie. Mając poczucie, że mamy za sobą kolejny etap na drodze budowania niestandardowej, acz szczęśliwej rodziny.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz