czwartek, 9 lutego 2017

12. Pięknotyli


Mateusz dojeżdżał powoli w okolice Ikei. Miał stamtąd zgarnąć ks. Jurka, a potem pojechać do Uniejowa. Irek był w tej kwestii stanowczy i precyzyjny: powołując się na podpisaną umowę odrzucił wszelką możliwość wymigania się. Potem powiedział, że mają dojechać samodzielnie. Podał też godzinę przyjazdu. Mogli być wcześniej o kwadrans lub później o dziesięć minut. Za złamanie ustaleń groził im jakaś seksualna kara. Wjechał na parking, zatrzymał samochód i zadzwonił do Jurka, by podać mu namiary na siebie. Chwilę później ksiądz wyłonił się przed jego przednią szybą. Wyglądał bardzo fajnie w dużych okularach przeciwsłonecznych, jasnym polo i krótkich spodenkach. Wsiadł. Podał Mateuszowi rękę na przywitanie i zapiął pasy. Ruszyli. Mateusz zerkał na niego czując rosnące pożądanie. Jurek miał wyjątkowo zgrabne i ładnie owłosione nogi. Trzydniowy zarost kapitalnie uwydatniał jego mocną żuchwę.  A gigantyczny kutas wyłaniał się spod spodenek.

— Słuchaj — zaczął Mateusz — nie mogę Cię nie zapytać. Masz gigantyczny sprzęt, do tego ładny. A tylko dajesz dupy i to chłopakom, którzy są od Ciebie mniejsi. Nie żal Ci, że taki kutas się marnuje?

Jurek zaśmiał się.

— Przyzwyczaiłem się, że niektórych to dziwi — powiedział. — A większość facetów to nawet fascynuje. Tak jest choćby z Irkiem. Pamiętam nasze początki. Mojego fiuta nie da się ukryć ani w dresach, ani tym bardziej w obcisłych spodenkach. No i on się wpatrywał w moje krocze jak sroka w gnat. A ja widząc to, zacząłem działać. On na początku myślał, że chcę go zerżnąć, wyczułem, że się tego boi. No i zacząłem rozgrywać sytuację tak, żeby sobie uświadomił, że to ja chcę być zerżnięty. I powiem Ci, że jak mi zdjął gacie, zaniemówił. Zwłaszcza, że kontrast z jego ptaszkiem był duży. Ale jak rozłożyłem nogi i zobaczył, że go chcę, wpadł w jakąś demoniczną chuć. Wjechał we mnie w gumie, ale na ślinę. Widząc, jak przy każdym jego pchnięciu mój kutas drga i rośnie, rozochacał się coraz bardziej. Potem kontrolował się, żeby za szybko nie trysnąć. I jebał mnie jak burą sukę. A ja to po prostu uwielbiam. Lubię moment, gdy rozgrzany wielkością mojego chuja partner z mniejszym członkiem daje mi tyle jazdy, że mam wrażenie, że cały jestem swoją dupą. Tam bije moje serce i tam bije mój umysł. To jak rytuał.

— Hmm… — zamruczał Mateusz, którego te wywody nakręcały. — A używałeś kiedyś pałki nie tylko na ręcznym?

— Jasne — odpowiedział ksiądz Jurek. — I to na początku na koleżankach. Wiesz, ja nie byłem w liceum grzecznym chłopcem. Lubiłem imprezy. Potrzeby seksualne miałem duże. W Tomaszowie trudno było trafić na geja, więc zostawały mi koleżanki. Bawiłem się dobrze, choć już wtedy odkryłem, że bardziej kręci mnie dupa. Kiedyś po imprezie nocowałem u znajomych. Byłem zdrowo wstawiony i szybko usnąłem, ale znajomi nie dali mi długo spać. Rżnęli się głośno w pokoju obok. Ja z głupia frant do nich wszedłem. Kumpel leżał na ziemi, laska go ujeżdżała wypinając dupę w moją stronę. Więc podszedłem i ją załadowałem. Nie wiem, czy to alkohol ją rozluźnił, ale weszło mi się dość gładko. No i ją puknęliśmy razem. Fajne to było uczucie, jak czułem poruszającego się w niej kumpla. A jej opinająca mnie dupa spodobała mi się bardziej niż szybko rozluźniające się cipy. Także potem jak miałem okazję, zabawiałem się analnie. O tym, jak to jest z facetem, przekonałem się w czwartej klasie. Wypatrzyłem w Nowym Menie ogłoszenie z Tomaszowa. Odpisałem. Potem umówiłem się z gościem na mieście. Padłem, jak się okazało, że to nasz nowy katecheta. Speszył się, ale nie uciekł. Pogadaliśmy chwilę, a potem zaprosił mnie do siebie. Najpierw piwko potem postawił mi laskę. Do dziś pamiętam jego oczy, jak zobaczył mojego wała. Ale wciskał go sobie w usta tak głęboko, jakby chciał zeżreć całego. Potem go grzmociłem. Nawet dwa razy, bo dawał dupy jak rasowa kurwa. W sumie to przez niego poszedłem do seminarium i to on ukształtował moją religijność. Bo to nie jest tak, że ja jestem niereligijny. Jestem gnostykiem, choć mało komu o tym mówię. Gnozy uczyłem się właśnie od katechety. Czytaliśmy razem pisma gnostyckie, Ciorana, egzystencjalistów. Uczył mnie dostrzegania zła w świecie i przekonał mnie, że najlepszą rzeczą, jaką można robić to wyzwalać się od tego zła. I nie płodzić dzieci, które skazuje się przez to na cierpienie i umieranie.
Jak zobaczył, że mam w sobie potencjał gnostycki, zabrał mnie kiedyś na spotkanie Kallipygos, czyli Pięknotyłych To była mała grupka — kilku kleryków, kilku ich profesorów z seminarium, jakiś lekarz, mój katecheta. Spotykali się, żeby wspólnie czytać lektury i dyskutować. Mieli wtedy na tapecie Markiza de Sade i książeczkę Klossowskiego. Wszyscy byli gnostykami, wszyscy też uważali, że od zła świata uwalnia rozkosz, którą solidarnie obdarowują się ludzie, o ile nie prowadzi ona do prokreacji — ta bowiem powiększa sumę zła. Chyba nigdy nie zapomnę cytatu z Sade’a: „Tym, co poświęcili się tej pasji, zwie się sodomitami. Trzeba oddać się bez reszty temu upodobaniu, aby zasłużyć sobie na to miano. Sodomizowanie kobiet jest jednakowoż czymś połowicznym. Natura pragnie, aby to mężczyzna służył mężczyźnie. Mówienie o zboczeniu jest tu zupełną niedorzecznością. Wszak Natura sama nas ku sobie skłania, a czy mogłaby inspirować do czegoś, co ją obraża?”. Z całą pewnością Pięknotyli bez reszty oddawali się upodobaniu do sodomii. Uważali też, że takie działanie znosi podział płci, a to pozwala wrócić do rajskiego stanu, gdzie człowiek był androgyne.  Po lekturach i dyskusjach oddawali się z pasją współżyciu. Ja na początku wykorzystywany byłem jako aktyw. Taka rola nowicjusza. To wtajemniczeni oddawali się temu, co w sodomii uznawali za bardziej wartościowe. Ale musiał nadejść też moment mojej inicjacji. Swoją drogą, był to piękny moment. Bo całe spotkanie podporządkowane było mnie i mojej rozkoszy. Pyszna, ale lekka kolacja, potem kąpiel i natarcie oliwką. A potem rytuał. Położono mnie na ławie, a wszyscy mnie otoczyli. Inicjacja zaczynała się od pissingu. Lał na mnie każdy, ale tak, że chociaż przez moment musiał mi sikać do ust, a ja musiałem to wypić. Potem kolejno posuwano mnie w usta. To było niesamowite — każdy fiut inny, inne rodzaje potrzeb Jedni chcieli, żebym lizał im grzyba, inni rżnęli głęboko w gardło, aż się dusiłem. A potem zrobili mi młóckę w dupie. I wtedy odkryłem, jak cudownie jest być suką. Na początek musiałem stanąć na czworakach i się wypiąć. A oni podchodzili, bez względu na opór czy ból wbijali się do końca. Potem jeden posuwisty ruch i zmiana kochanka. Trwało to chyba ze trzy okrążenia. Po tym rytuał tracił precyzyjne ramy. Najbardziej podobało mi się wtedy jebanie z nogami na pagony. Zwłaszcza, jak kolesie z boku wpychali mi się do gardła, a ten, który we mnie pracował jednocześnie pochylał się, żeby przelizać mi usta. Na finał przyniesiono niedużego żelowego kutasa, którego w całości wepchnięto mi do dupy. A potem każdy jeszcze mnie ruchał. Miałem wrażenie, że dildo przebije mi żołądek, ale co to była za jazda.
Tak, wtedy poczułem, że serce i mózg mam w dupie. A spuszczałem się wyjąc z rozkoszy. No i przeszedłem na tę lepszą stronę sodomii, dlatego widzisz, jak to mnie ruchają. Tak swoją drogą, nasze bractwo Pięknotyłych ciągle istnieje. Nie jest duże, ale dbamy o odnawianie kadr. Trudno mi seksualnie ograniczyć się tylko do tych quasi-religijnych spotkań, a Irek gwarantuje mi dużo zabawy. Jakbyś kiedyś chciał liznąć coś więcej z gnozy, to zapraszam.

Jurek puścił do Mateusza oko.

— Jasne — odpowiedział Mateusz odwracając do niego twarz. — Chcę — dodał i złapał ręką za księżowskiego chuja. — Ale chcę też poczuć Ciebie w sobie. Mam gdzieś Irka z kolegami przy takim kutasie. A ty przecież możesz zrobić wyjątek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz