czwartek, 29 grudnia 2016

5. Komunikacja niewerbalna


— To co, wrócimy do listy Anapol? — zapytał Irek przeżuwając ostatni kęs jajecznicy. — Bo mnie strasznie korci, żeby powiedzieć parę słów o zdolnościach komunikacyjnych. A te trzeba, no trzeba mieć duże — wykonał nieprzystojny gest ręką i wybuchnął śmiechem. — Kiedyś sądziłem, że z moimi zdolnościami komunikacyjnymi jest raczej średnio. Zdecydowanie wolę trzymać ludzi na werbalny dystans. A i jakieś spoufalanie się przez gesty mi nie idzie. Ale stopniowo zacząłem odkrywać, że nieźle rozumiem komunikaty niewerbalne wysyłane w moją stronę, a ów dystans czy pozory nieogarnięcia sprawiają, że mogę nie reagować. I wygląda do „naturalnie”. Zastanawiał się Pan dlaczego ciągle nie jesteśmy na Ty? Mój facet od początku nie bawi się w oficjalne formy. Razem sprawiliśmy radość mojemu klientowi. Opowiadam Panu o jakichś intymnych kwestiach. A do tego ciągle utrzymuję pewien dystans. Nie mówię Panu po imieniu z tych samych powodów, z jakich nie próbowałem się do Pana dobrać, gdy byliśmy z Jurkiem. A miałem ochotę zlać się po jego fujarze do Pana ust. Tyle tylko, że czuję, że wtedy by Pan nie napisał już reportażu. Między nami musi być choćby szczątkowy dystans, żeby mógł Pan wywiązać się z zadania. O kochanku, nie ważne czy płatnym czy nie, by Pan już nie napisał. O koledze też niespecjalnie. Do tego po naszej wspólnej pracy, Pana heteroseksualizm stanął pod znakiem zapytania, moje spoufalanie się mógłby Pan odebrać jako zagrożenie. Nie musi mi Pan tego mówić. Po prostu jakoś to do mnie dociera. I akceptuję to, choć nie powiem, że zawsze łatwo i z chęcią. Póki co, jeszcze nie czas na negocjowanie granic tej relacji. Jeśli mam rację, to moje zdolności komunikacyjne faktycznie nie są najgorsze. Sporo rozumiem, jestem gotów negocjować. I jakoś uprzedzam ewentualne pretensje czy pochwały. A to ważne, gdy się nie jest monogamistą.

To ułatwia budowanie związku — znam niektóre potrzeby Kuby, o których mi nie mówił. I z kochankiem zdążyłem solidnie poćwiczyć, zanim wypróbowałem je w naszym domowym łóżku. Ale ułatwia to też kontakt z klientami. Bo przecież nie wszyscy są sypiają z facetami, a nawet jeśli, to i tak nie muszą mieć ochoty na seks ze mną. Zresztą, ja też mogę nie mieć ochoty na seks z tymi, którzy mają na mnie ochotę. Mówiłem już jednak Panu, że decyduję się na płatny seks, gdy ktoś wyjdzie z inicjatywą. Rzadko robi się to wprost. Umiejętności komunikacyjne mocno się tutaj przydają. Mogę tu nawet dać przykład.

Mam ucznia, z którym od dawna praktykuję jogę. Jest z zawodu ortopedą. Miałem kiedyś mały wypadek. Nic wielkiego mi się nie stało, ale bolała mnie lewa kostka i ten ból nie mijał. Jacek dał mi skierowanie na tomografię i powiedział, żebym zabrał wyniki na naszą praktykę. Tak też zrobiłem. Zazwyczaj praktykę zaczynamy od razu po moim przyjściu, ale Jacek chciał najpierw zobaczyć wyniki. Zaproponował mi przy tym nalewkę z rokitnika. Nie piję przed praktyką, ale mnie kusił mówiąc, że to pewnie jeszcze nie piłem, że warto się rozluźnić, że później może nie być okazji. Dałem się w końcu namówić. Jacek podając mi kieliszek delikatnie i niby przypadkiem pogładził swoją ręką moje palce. Gdy spróbowałem i cierpki smak alkoholu rozlał się po moim języku, zaczął opowiadać, jaki to ma dobroczynny wpływ na organizm i jak ładnie po tej nalewce pachnie oddech. Potem przejrzał zdjęcia, na których nic niepokojącego nie znalazł. Zastanowił się nam maściami dla mnie. Nalał drugi kieliszek, znów niby przypadkiem gładząc mnie po palcach. A w końcu powiedział, że zaraz zaczynamy praktykę, tylko on musi się odświeżyć. Poszedł do łazienki, ale dziwnym trafem nie domknął drzwi. Rozbierać też zaczął się przy nich. Widziałem, jak zdejmuj bluzkę, spodenki. Ruszyłem dupę z miejsca i poszedłem do niego. Stał w samych majtkach. Od progu zaczął mnie całować. A całuje świetnie. Potem obaj wylądowaliśmy pod prysznicem.

— Nie chcę dziś jogi — powiedział, gdy wyszliśmy z kabiny. — Lepiej pomasuj mi plecy.

Wytarliśmy się nawzajem ręcznikami, a on pociągnął mnie do sypialni. Położył się na łóżku, ręką wskazał mi jakieś pachnące mazidło i czekał. Nie znam się specjalnie na masowaniu, ale jego umięśnione plecy i seksowne łydki kusiły. Nabrałem więc nieco mazidła i zacząłem jeździć po nim rękoma tak, jak wydawało mi się, że będzie przyjemnie. W pewnym momencie kazał mi zatrzymać się na chwilę, a sam przekręcił się głową w moją stronę. Mnie było teraz wygodniej masować jego pośladki i uda, a on zaczął swoimi rękami ugniatać moje łydki. Bez zapowiedzi odwrócił się na plecy i moim oczom znów ukazał się jego sterczący drągal. Nie wiem, co go tak bardzo podnieciło: masowanie moich łydek, moje masowanie jego pleców czy fakt, ze wszystko odbywa się w takiej właśnie scenerii. Nie zastanawiałem się jednak nad tym. Zająłem się masowaniem jego brzucha, choć jego maczuga mi to utrudniała. Drąg wślizgiwał mi się w dłonie, podskakiwał i powodował, że mój wzwód stawał się coraz mocniejszy. Naoliwiłem jego kutasa, kilka razy przesunąłem od nasady do szczytu i na brzuchu Jacka pojawiła się ogromna kałuża białego, gęstego nasienia. Stwierdziłem wówczas, ze teraz «przeszkadzacz» powinien nieco się uspokoić i mogę dalej wcierać w jego brzuch mazidło masażowe. Pomieszane ze spermą. Stanąłem za głową Jacka i zacząłem rozcierać jego klatkę piersiową. On w tym czasie zaczął masować moje pośladki i tak zsunął się z łóżka, że mógł włożyć głowę pomiędzy moje nogi. Wtedy zaczęła się jazda. Sięgając rękoma coraz niżej do klatki piersiowej Jacka wbijałem się członkiem coraz głębiej w jego usta. A ciągnął wspaniale! Im dalej sięgałem w stronę jego brzucha, tym głębiej wbijałem się w jego gardło. On zaczynał się krztusić, a jego drąg coraz bardziej się podnosił. Po raz pierwszy byłem w takiej sytuacji. Przez to pewnie tak szybko doszedłem. Jacek był jednak miłośnikiem tego sportu i nie chciał już kończyć. Teraz to on przejął inicjatywę masażową, ale zamiast mazidła użył rozgrzewającej oliwki.  Od razu fala ciepła i jednoczesnego podniecenia przelała się przeze mnie. Jacek coraz mocniej dociskał swoje ciało do mojego. Czułem na skórze dotyk jego dłoni a jego brzuch i klatka piersiowa prześlizgiwały się po moich plecach. Wyładowaliśmy tak spleceni na dywanie i zaczęliśmy się siłować.



Ocieraliśmy się o siebie cały czas, nasze usta obejmowały się wzajemnie, oddechy łączyły a jego sterczący drag wślizgiwał się rytmicznie między moje uda. Zacisnąłem mocniej nogi i pozwoliłem mu na rzniecie. Widać było, ze bardzo taki sposób przypadł mu do gustu. Rytmiczne pchnięcia spowodowały, po chwili eksplodował. Żebym nie był stratny, bo wytrysku zaczął robić mi laskę. Wkładał w to dużo wysiłku a jednocześnie co chwila zmieniał techniki ciągnięcia. Wspaniale było, kiedy brał mnie tak głęboko, ze zaczynał się krztusić a oczy wilgotniały mu od łez. Drugi raz także zakończyłem głęboko w jego gardle. Byliśmy mocno zmęczeni, ale w pieszczotach Jacka dało się wyczuć jakąś nerwowość. Tu też zrozumiałem komunikat — trzeba było się zbierać. Bo zaraz mieli wrócić jego domownicy.

4. Jajecznica


Do samochodu wracali w milczeniu. Irek był trochę zmęczony, ale twarz miał pogodną. Za to Mateusz czuł się nieswojo. Nie spodziewał się, że sprawy przybiorą taki obrót. Pierwszy raz w życiu miał seksualny kontakt z facetem. Czuł w ustach lekko metaliczny i słony smak spermy. W sumie — niespecjalny. Zastanawiał się, jaki smak zostawił na języku Jurka. Kłamał by jednak twierdząc, że było mu źle. Sześćdziesiąt dziewięć okazało się dobrym pomysłem na początek. Ale sam początek budził jego niepokój. Wrzucili na tylne siedzenie maty do jogi, usiedli i Irek odpalił samochód. Po chwili jechali spokojnie w kierunku Sikawy.

— Było aż tak źle? — zapytał Irek w pewnym momencie. — A może milczy Pan, żeby powspominać?

— Było dziwnie — odpowiedział Mateusz. — Nigdy jeszcze nie byłem z facetem w łóżku. I jak dotąd, faceci niespecjalnie mnie podniecali. Ale ta sytuacja była inna. Nie mogłem opanować wzwodu, a to, że mogłem się rozładować, chyba mi dobrze zrobiło. Na dobre nakręciłem się jednak leżąc pod Jurkiem. To chyba jakiś męski atawizm, ale jego penis zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Ile on może mieć? Chyba ze dwadzieścia pięć centymetrów? I jest do tego cholernie gruby. Skojarzył mi się z gromnicą.

Irek parsknął śmiechem.

— To też było moje pierwsze skojarzenie — powiedział.

— Wie Pan co, nakręcił mnie chyba nie tyle sam seks, co złamanie kodów kulturowych. Facet z taką fujarą powinien brać a nie dawać. Rżnąć a nie być rżniętym. Miałby chyba niezłe wzięcie. A tu proszę, grzecznie daje dupy i budzi się dopiero, gdy ktoś stymuluje mu prostatę. I to ktoś ze sporo mniejszym penisem, ale za to z wybujałym talentem do posuwania. Niesamowitą frajdę sprawiało mi jak widziałem z ziemi Pana penisa penetrującego jego tyłek. Fajne też było, jak jego członek nabierał pełnym rozmiarów z musu lądując na moich wargach.

— Doskonale Pana rozumiem. Ta pozycja była moją pierwszą w seksie w trojkę — rzucił Irek. — Mój eks leżał tak, jak Pan, zabawiając się z naszym kochankiem, którego ja rżnąłem. Wiem, że widok z dołu działał na Piotrka stymulująca. Za to mnie kręciły pochylone plecy Grześka i rytmiczny ruch jego głowy. Pamiętam tamte odczucia jakbym zabawiał się kila minut temu. Już sam początek był niezwykły. Chce Pan posłuchać?

Mateusz potaknął głową.

— Grześka poznaliśmy przez ogłoszenie. W sumie napisał je Piotrek. Ja tylko je skonsultowałem, ale nie miałem wtedy odwagi, żeby wyjść z inicjatywą. Odpisało kilka osób. Mail od Grześka był najmniej napuszony. Taki…, hmmm…, naturalny. Nie krył też, że jest biseksem. I wysłał zdjęcia. Żaden model, ale miał w sobie coś ujmującego. Umówiliśmy się na mieście na piwo, żeby zobaczyć, że dobrze się nam będzie gadać i czy jakieś „iskry” przejdą. Zabawne, ale nie spodziewaliśmy się, że w środku tygodnia w klubie będą takie tłumy. Znaleźliśmy stolik na półpiętrze, bez szansy na kameralną rozmowę. Ale wzięliśmy po piwie. Gadka jakoś się potoczyła, nie było spinki. Planowaliśmy, że po pierwszej randce wrócimy do domu sami, ale naszła nas ochota na zmianę pomysłu. Zapytaliśmy Grześka czy by nie miał ochoty pogadać na spokojnie w domu. Zgodził się, więc pojechaliśmy (tak tak, wiem, prowadziłem po alkoholu). I faktycznie zaczęliśmy gadać. Piotrek poszedł zrobić herbatę, a my usiedliśmy na kanapie. Piotrek podrzucił parujące kubki i usiadł na podłodze naprzeciw nas. A w pewnym momencie zbliżył się do Grześka i zaczął policzkiem ocierać się o jego krocze. Potem rozpiął rozporek, wypuścił na powietrze czubek żołędzi i ją polizał. Grzesiek odwrócił do mnie twarz, przyciągnął mnie i zaczął całować. Po chwili wstaliśmy. Zdjęliśmy sobie nawzajem spodnie i przylgnęliśmy do siebie blisko tak, żeby można się było całować, a Piotrek żeby mógł lizać nas razem. Cudne doświadczenie. Z Grześkiem widzieliśmy się tylko dwa razy, ale mam do niego jako kochanka nadzwyczajny sentyment.

— Czemu tylko dwa razy? — zapytałem.

— Wymyślił, że zaczęła kręcić go jakaś laska — Irek odpowiedział skręcając w bramę. — Ale nie wiem. Mam wrażenie, że nie miał specjalnie doświadczenia w seksie z facetami i oczekiwał, że będzie delikatniej. No, jesteśmy z powrotem. Weźmie Pan maty?

— Jasne.

Wysiedli. Mateusz zabrał rzeczy i poszedł w stronę drzwi, a Irek odstawił samochód do garażu. Spotkali się w hallu, a potem razem weszli na górę. Dom był prawie cichy, słychać było tylko drobne stukanie naczyniami.

— Kuba robi coś do jedzenia — powiedział Irek. — Po rannych ćwiczeniach warto coś zjeść i rozgrzać się.

Uśmiechnął się szeroko. Mateusz pomógł mu odłożyć na półkę maty i poczekał aż Irek się przebierze. Potem zeszli do kuchni.

— Zadowolony z pracy? — Kuba rzucił w ich stronę pytanie nie odwracając głowy od patelni.

— Ja tak. A nasz gość chyba nieco zszokowany.

— Ale pozytywnie — dorzucił Mateusz wywołany do tablicy.

— To dobrze. Pamiętam, jaki ja byłem zaskoczony. I wcale nie było to pozytywne zaskoczenie — rzucił Kuba. — Dowiedzieć się, że ma się kurwiarza pod dachem. Wszystko mi się rozjechało w głowie. Ale potem zaczęło jakoś na nowo składać, chociaż ciągle nie jest to takie proste. Tylko wie Pan, mam poczucie, że w sumie nikt nie jest bez winy. Jak się to wszystko wydało, mieliśmy trudną rozmowę. Irek przypomniał mi wtedy, że nasz romans rozkwitł, kiedy był z Piotrkiem. I że o tym wiedziałem. To prawda. Nie tylko wiedziałem, ale nawet pomagałem w przygotowywaniu prezentów dla Piotrka. Znaczy byłem chujowy — romansowałem z zajętym facetem, a nie miałem nawet cienia refleksji, że coś jest z tym nie tak. A chyba było. Irek puszczając się na boku robił coś podobnego, tyle że nie chciał ode mnie odejść.

— I nadal nie chcę — powiedział Irek całując Kubę w szyję. — Kocham Cię po prostu.

— No więc właśnie, sam widzisz.

— Ale, ja zrozumiałem, ze eksem Irka utrzymujecie kontakt?

— Tak, ale widujemy się bardzo rzadko. W sumie jest mało czasu. Od cholery roboty, prywatne lekcje, moi faceci na boku. Głównie do siebie piszemy. Trochę szkoda, może uda się w końcu jakoś lepiej ogarnąć czas na spotkania.

— A nie myślał Pan, że eks namówił Pana na trójkąt, żeby się jakoś odegrać na Pana partnerze?

— Hmmm… nie zastanawiałem się. Może coś takiego było, ale na pewno tego nie czułem. Nie było też tak, że do czegoś mnie zmusił. Raczej nazwał moja potrzebę, a że zna mnie świetnie, zadziałał, wiedząc, że będę miał stracha. I dobrze zrobił.

Kuba słysząc te słowa przejechał ścierką do naczyń przez tyłek Irka.

— To za karę, kurwiarzu — powiedział śmiejąc się. — Ale już dość gadania. Jajecznica gotowa. Trzeba jeść, a jak się je, to się nie gada.

  


środa, 28 grudnia 2016

3. Popioły


— I ma m rozumieć, że żadna z rzeczy, o której Pan mówi, nie była dla Pana problematyczna? — zapytał Mateusz.

— Wręcz przeciwnie. Nawet nie sądziłem, że może tak to brzmieć. Czas robi swoje. Wie Pan, najbardziej problematyczne było chyba zaakceptowanie siebie. Przez długi czas żyłem jak przykładny monogamista. Fakt, często byłem sfrustrowany. Wkurzało mnie bycie samcem alfa przy jednoczesnym emocjonalnym dominowaniu partnera. Miałem ochotę doświadczyć czegoś jeszcze. Ale uciekałem przed tym. W sumie to moje potrzeby nazwał mój eks. I to już w czasach, gdy byliśmy przyjaciółmi. Obaj złapaliśmy dystans, w tym on zdystansował się do swoich emocji, a z tymi bywało jak u divy, nawet, gdy były uzasadnione. To przy nim otworzyłem się seksualnie. Dał mi poczucie bezpieczeństwa, gdy wylądowaliśmy w łóżku z kimś trzecim. Także, jak Pan widzi, moja niezależność była „pełna” — Irek wybuchnął śmiechem. — Inaczej było w przypadku seksu za kasę. Tłumaczyłem uczniowi asanę i tak jakoś się stało, że skończyliśmy w innym układzie, niż planowałem. Było fajnie. I byłoby tyle, gdyby w moich rękach nie wylądowało wyższe honorarium. Wylądowało, przyjąłem. Wydało mi się to fair. Tak się zaczęło. Choć i tu bywają problemy. Zdarzało się, że po jakimś czasie klient koniecznie chciał, żebym został „tym jednym kochankiem”. W takich chwilach zawsze mam poczucie, że jestem dobry, więc klient mnie chce, ale chce też przyoszczędzić. Nie idę na to. Układ ma być czysty. Zresztą mam dla Pana propozycję — Irek spojrzał Mateuszowi głęboko, aż przeszły go ciarki. — Przed nami weekend. Jeśli nie spieszy się Panu do domu, możemy Pana przenocować. Dokończymy rozmowę, skomentuję Panu resztę „listy Anapol”. Przy okazji będzie miał Pan okazję poobserwować, ja żyjemy. Chociaż dzisiaj w nocy będzie grzecznie., bo jutro z rana chcę Pana gdzieś zabrać, co Pan na to?

Mateusz był wyraźnie zaskoczony. Po tym, co usłyszał, nie był też pewien, czy propozycja jest zupełnie niewinna. Ale nie miał też planów na weekend. Jego dziewczyna miała gościnne wykłady, sam zrezygnował z odwiedzin u znajomych. A okazja mogła okazać się bezcenna dla reportażu.

— Dobra — zgodził się po chwili. I dziękuję, że chce się Panu poświęcić mi aż tyle czasu.

***

Mateusz nie spodziewał się, że „rano” znaczyć będzie dokładnie rano. Irek ściągnął go z łóżka tuż po szóstej przynosząc filiżankę smolistej kawy i kawałek słodkiego rogala.

— Za jakieś pół godziny widzimy się na dole — powiedział. — Na siódmą musimy być na Rudzie.

Mateusz podniósł się niechętnie. Umoczył usta w filiżance i poczuł, jak kawa i przyprawy pobudzają mu krew i dodają energii. Wszedł pod prysznic. Chłodnawa woda całkiem postawiła go na nogi. Dokończył ablucje i zszedł na dół. Irek siedział już w samochodzie. Ubrany był w obcisły, sportowy strój. Na tylnym siedzeniu leżały maty.

— Zobaczy Pan moją lekcję — rzucił do Mateusza, gdy ten mościł się na siedzeniu przy kierowcy. — Szkoda, że nie ma Pan dresu, ale jakby co, proszę się dołączyć. Pozna Pan też jednego z moich klientów, nie miał nic przeciwko. Ćwiczymy razem od dość dawna. W lesie, co może Pana zdziwić. Ale Popioły są naprawdę wyjątkowo malownicze. Poza tym są dla nas bezpieczne. Jurek jest księdzem, dyskrecja jest więc konieczna.



Mateusz chciał coś powiedzieć, ale Irek dał znać, żeby poczekał. Zerknął w lusterko i po tym, jak skręcił w jakąś większą ulicę, zaczął kontynuować:

— Szukaliśmy bezpiecznego miejsca, zanim zostaliśmy kochankami. On bardzo chciał ćwiczyć jogę, ale ta nie jest zbyt dobrze widziana przez konserwatywny kler. Szef naszej diecezji jest bardzo konserwatywny, więc sam Pan rozumie. Mój atut polegał na tym, że daję indywidualne lekcje i można się ze mną umówić w niemal dowolnym miejscu. Jurek swego czasu biegał po Popiołach. Są tam opuszczone drewniane wille. Znalazł jedną, gdzie od biedy można się zaszyć, żeby poćwiczyć jogę. No i namówił mnie, żebym go uczył. A że w pewnym momencie zaczął mnie podrywać i że od słowa do słowa przeszliśmy do mojego kutasa między jego udami, to już inna sprawa. Jesteśmy na miejscu — dorzucił zatrzymując samochód.

— Ćwiczy Pan? Bo musimy zrobić rozgrzewkę.

— No nie biegam raczej — powiedział Mateusz. — A zakwasów wolę się nie nabawić.

— To nie będzie daleko i nie będzie szybko. Da Pan radę. No i przy okazji może Pan ponieść maty.

Irek wręczył Mateuszowi ekwipunek i truchtem pobiegł w stronę lasu. Mateusz, nieco szybszym krokiem, poszedł za nim.

Las faktycznie robił wrażenie. Na liściach drzew igrało słońce, tworząc malownicze światłocienie. Kamienie czy reszty budynków porastał gęsty mech. W powietrzu czuć było specyficzny grzybny zapach ściółki. Irek biegł oglądając się za Mateuszem, który konsekwentnie nie chciał przyspieszyć. Weszli w las głębiej niż się spodziewał. Z bocznej leśnej ścieżki wynurzył się jakiś człowiek. Biegł wyraźnie w ich kierunku. Zrównał się z Irkiem, a wtedy obaj zatrzymali się czekając na Mateusza.

— Jurek, to Pan Mateusz — Irek dokonał prezentacji.

Uścisk Jurka był zdecydowanie mniej stanowczy niż Irka. Nieco bardziej kobiecy. Obaj byli podobnego wzrostu. Jurek miał nieco dłuższy nos i trzydniowy zarost.

— Miło mi — powiedział Jurek. — Ale zdążymy pogadać. Czas na ruch. Gonimy się Panowie?

Rzucił pytanie i wpadł pędem w jedną z leśnych alejek. Irek zaśmiał się i pobiegł za nim. Mateusz, żeby się nie zgubić, nie miał wyjścia. W końcu musiał intensywniej poprzebierać nogami.




***

Nad głową mieli rozwalający się sufit. W pomieszczeniu pachniało wilgocią i drzewami. Rozłożyli maty.

— Zaczynamy od relaksu — powiedział Irek, zdecydowanie bardziej do Mateusza niż do Jurka.

Pomógł Mateuszowi ułożyć na macie kostki, a potem pomógł mu się na nich położyć. Jego spokojny głos o specyficznej strukturze pieprzy mówił o oddechu, odpoczynku, napełnianiu się energią. Potem powoli przeszli do varjasany i adho mukha virasany. Ja tłumaczył Irek, miało to rozluźnić ich nogi i pozwolić im zapomnieć o stresach. Poprzez oddech ukoić ciało.

— Czas na psa głową w dół — powiedział Irek. — Mateuszu, odepchnij się dłońmi od podłogi, a pośladki wypchnij do sufitu. Wyprostuj nogi i ręce. Stopy na szerokość bioder. Nie przeginaj pleców.



Instruował go dalej podchodząc do Jurka, który płynnie wszedł w pozycje. Gdy był blisko silnie uderzył go dłonią w pośladki. Raz, drugi, trzeci. Następnie zsunął legginsy z pośladków Jurka i przywarł do nich ustami. Były jędrne i rozpalone od klapsów. Zanurkował językiem w aureoli. Jurek napiął zwieracze, żeby stawić opór językowi Irka. Mateusz zrezygnował z dalszego ćwiczenia. Usiadł na piętach i zaczął przyglądać się temu, co robią kochankowie. Gdy Irek napierał językiem na zwieracz przebijając się do środa, Jurek mruczał. A przez legginsy zaczął drgać członek. Niewielkie z początku wybrzuszenie pulsowało rosnąc do jakiś zatrważających rozmiarów. Widać, że pieszczoty Irka musiały sprawiać partnerowi niesamowitą przyjemność. Mateusz poczuł, że ogrania go podniecenie. Co było dziwne, seks gejowski nigdy go bowiem nie pociągał, a pornole, które widział, nigdy na niego nie zadziały. Na żywo to jednak co innego — pomyślał. — I ten olbrzymi chuj. Fascynowała go myśl, że coś tak wielkiego może zanurzyć się w Irku. Choć zaraz, Irek mówił, że jest aktywem. To znaczy, że ksiądz z gromnicą między nogami daje dupy… Ta myśl zdziwiła go, ale podziałała jeszcze bardziej stymulująco. Jurek opadł na kolana, dając odpocząć przeciążonym pośladkom. Irek jednak nie odrywał się od jego tyłka, liżąc go zawzięcie. Do języka dorzucił ręce, to rozpychając się palcami w dziurce Jurka, to obmacując przez spodnie jego chuja. W końcu uwolnił go. Pała nie była jeszcze w pełnym wzwodzie, choć już robiła niewiarygodne wrażenie. Spod niej zwisały duże, owłosione jądra. Jurek z Irkiem spojrzeli w stronę Mateusza.

— Może się Pan dołączy? — zapytał Irek.

— Eeee…, zapowietrzył się Mateusz. — Ale ja jestem, no ten, jednak hetero — wyjąkał.

— To żaden problem — zaśmiał się Jurek. — Przyjemność to przyjemność zobaczysz.

— A przynajmniej będzie Pan lepiej widział — powiedział Irek. — Kutas Jurka w pełni budzi się dopiero w trakcie rżnięcia. Warto to zobaczyć. No dalej, niech się Pan nie boi.

Mateusz wprawdzie na chwiejnych nogach, ale podszedł do chłopaków. Serce waliło mu jak młotem.

— Połóż się — powiedział Jurek. Następnie klęknął nad twarzą Mateusza, a sam wtulił swoją twarz w jego krocze. Nie dało się już ukryć, że Mateusz miał wzwód. Irek zdjął swoje legginsy. Z kieszonki w bluzce wyjął gumkę i żel. Jego kutas był znacznie mniejszy niż Jurka. Mateusz pomyślał, że jego też jest ciutkę dłuższy. Był za to kształtny i wspaniale sztywny. Wyglądał jak obrzezany prezentując dużą, połyskującą, czerwoną żołądź. Irek ubrał go, utaplał palce w żelu zanurzając je w Jurku. I natarł. Wbił się do środka jednym ruchem. Widok „z dołu” jak kutas wbija się w męski tyłek miał w sobie coś niesamowicie uroczego. Mateusz poczuł, że przechodzą go po plecach ciarki. Księdzu także musiało być dobrze, bo jego członek zaczął dalej rosnąć. Był już tak duży, że chcąc czy nie dotknął warg leżącego Mateusza. Mateusz czuł wilgotną od śluzu żołądź, jądra Irka w jakimś szaleńczym tańcu obijały się o jędrne pośladki Jura. Rozchylił usta i pozwolił, by księżowska pyta znalazła się wewnątrz. Taka subtelna zachęta wystarczyła.

2. Początek rozmowy


— Swoim podejściem do poliamorii trochę mi Pan namieszał — powiedział Mateusz. — Wszystkie osoby, z którymi do tej pory rozmawiałem, chętnie opisywały się jako poliamoryści. A ja ułatwiałem sobie życie i prosiłem, żeby skomentowały zespół cech, który ma charakteryzować osobowość poliamoryczną. W sumie lista zazwyczaj im odpowiadała, choć były różnice w rozumieniu poszczególnych cech.

— Też możemy tak zacząć — powiedział Irek patrząc mi w oczy. Miał piękne szare źrenice, w których spotykała się jakaś ledwo uchwytna delikatność czy miękkość ze stanowczością. — Może się okazać, że to nie tylko cechy poliamorysty — zaśmiał się.

— Dobra, to spróbujmy.

Mateusz podsunął mu drobno zapisaną kartkę. Irek wziął ją w rękę i zaczął studiować. Hmmm…, zamruczał. — To z Anapol, prawda?

— Tak, potaknąłem.

— Dostałem tę książkę od mojego eksa, gdy okazało się, że jestem nieco niestereotypowy w podejściu do uczuć i związków — zaśmiał się. — Wtedy to była dla mnie ważna książka. Dobra, pokomentuję Panu te cechy, ale mogę w swojej kolejności?

— Jasne, myślę, że tak będzie najsensowniej.

— Dobra, to zacznę od trzech cech: niezależność, osobowość alfa i wielozadaniowość…

***

Irek raz jeszcze spojrzał na kartkę.

— Zacznijmy od niezależności. Podoba mi się ta uwaga Anapol, że „osoby umiejące wyznaczać solidne granice i ceniące własną autonomię nie są gotowe pozwolić partnerowi czy partnerce, żeby przejął kontrolę nad ich sercem i genitaliami” i że raczej wchodzą w takie relacje, w których będą mogli „realizować swoje prawo do zainteresowania innymi osobami”. Ale nie wiem, jak skojarzyć z tym miłość. Może to kwestia języka, ale Anapol opisuje związki jakby były umową między partnerami ekonomicznymi. Te wszystkie negocjacje, kompromisy, granice prawa każdej ze stron. To chyba w praktyce działa rzadko lub nie działa wcale. A mój mąż ma prawo ingerencji w moje granice, tak samo, jak mnie zdarza się ingerować w jego. Jasne, nie zawsze mi to odpowiada, niekiedy mówię mu, że to za daleko i nie pozwalam. Ale czujemy się ze sobą swobodni i chyba najlepszym wyznacznikiem tego, że jesteśmy ze sobą wolni jest to, że nie myślimy ciągle o granicach. Nie wszystko też daje się negocjować. Mówiłem już Panu, że nie powiedziałem mu od razu jaką mam osobowość. Bałem się, że mnie zostawi. I bałem się słusznie. Na moje nieszczęście dowiedział się o tym od kogoś innego. Próbowaliśmy rozmawiać czy negocjować, ale tu nie ma tak jak w matematyce: kilka kroków dowodowych i wniosek trzeba przyjąć. Różnimy się między sobą mocno i prawda jest taka, że stanęliśmy przed sytuacją: albo miłość, którą mu okazuję, jest nieprawdziwa, albo jest prawdziwa. Jeśli jest nieprawdziwa, nasz związek nie ma sensu. Jeśli jest prawdziwa — można nie być monogamicznym seksualnie i osobowościowo, ale w uczuciach być monogamistą. To chyba można poczuć i zrozumieć, patrząc choćby na to, ja funkcjonował związek. Ale jak takie rzeczy wynegocjować? Kuba jest cudownym facetem i gdyby to było możliwe, wziąłbym z nim ślub. Zresztą symbolicznie mu się oświadczyłem i nosimy obrączki. Zrozumiał, że kocham go szczerze, mimo że jako związek nie jesteśmy szablonowi. Ale trochę to trwało. Być może te granice, o których pisze Anapol, oddzielają u mnie związek i miłość od przyjaźni i spełnienia seksualnego. Być może z powodu tych granic nie mam ochoty tylko na życie kurwiarza, ale zależy mi na partnerze i pielęgnowaniu tego co nas łączy.

Mam też wrażenie, że raczej staję się niż jestem niezależny. Niezależność i silna osobowość to coś, co mnie od lat fascynuje i pociąga. Taki ideał, do którego dążę. Bo wie Pan, można być samodzielnym, twardo stąpać po ziemi, podejmować decyzje, a być zależnym. Dorastałem w domu, gdzie tak było. Jako młody chłopak musiałem przejąć obowiązki ojca. Dosłownie cały dom zwalił mi się wtedy na głowę i zależał od moich decyzji. Ale tak naprawdę działałem w dość wąskich granicach — ktoś inny wyznaczył mi  cele i priorytety. A matka — niby bierna i wymagająca opieki, swoim zachowaniem spokojnie mnie terroryzowała. Może dlatego fascynują mnie silne kobiety, które potrafią wziąć sprawy w swoje ręce. Takie zimne suki w kontaktach ze światem. Fascynują mnie do tego stopnia — tu zaśmiał się — że przeżyłem z taką kobietą krótki romans. Dosłownie kilka seksualnych schadzek, bez specjalnej erotycznej satysfakcji dla mnie. Ale kutas stał mi jak metalowy drąg, gdy tylko myślałem o tym, jak radzi sobie z życiem. Także dla mnie niezależność to raczej coś, czego szukam. Musiałem zrozumieć, że mam prawo do granic, do tego, by nie poświęcać swoich pragnień i nie żyć ciągle dla kogoś. Kiedyś trzeba pożyć dla siebie. I myślę, że z tego powodu postawiłem na wielozadaniowość. Odkąd pamiętam interesowały mnie różne rzeczy. I nigdy nie chciałem zajmować się tylko jedną. W liceum znajomi chodzili jak w kieracie kierowani przez nauczycieli od olimpiad, w których mieli brać udział. Ja byłem niezależny. Bo robiłem coś więcej na przedmiocie A, ale tak samo było na przedmiocie B. Żaden nauczyciel nie mógł sobie rościć prawa do mojego wolnego czasu. Pewnie dlatego porobiłem też różne kursy. Lubię swoją robotę, ale gdybym miał siedzieć tylko w papierach, zdechłbym z nudów. A tak — uczę jeszcze angielskiego i prowadzę indywidualne zajęcia z jogi. Mogę przy ich okazji zrobić także masaż refleksologiczny. A jak klient jest atrakcyjny i ma chęć – pomasować mu prostatę — tu Irek puścił do mnie oko i zaśmiał się. Z tą wielozadaniowością z kolei wiąże się osobowość alfa.   Konieczność częstego podejmowania decyzji spowodowała, że bywam dominujący, tak w łóżku jak i w życiu.

— No właśnie, a jakie ma to przełożenie na Pana łóżko? — zapytałem.

— Takie, że potrzebuję różnych rzeczy. Z moim facetem spełniam się na różne sposoby. Cieszy mnie czułość, lubię momenty, kiedy przejmuje inicjatywę. Jak Panu mówiłem, w życiu codziennym pozwalamy sobie na naruszanie własnych granic. Nie zmienia to faktu, że on ma duszę artysty, wymaga czułości, opieki, afirmacji. Chcę i muszę być za niego non stop odpowiedzialny. Co staram się mu dawać. W sumie oczekuje ode mnie trochę bycia samcem alfa. Spełnia mnie to, ale bycie od lat samcem alfa mnie męczy. Odprężenie znajduję w płatnym seksie, choć to nie najlepsze określenie. Mam klientów, z którymi trenuję jogę i sypiam. To nieco wyższa stawka. Ale inicjatywa wychodzi z od nich. Bywa, że poprawiam ich w jakiejś asanie, a mój podopieczny robi wszystko, żeby kolejna oznaczała penetrację. Spełniam się wtedy. Układ jest czysty — żadnej zazdrości czy mazgajenia się. Nigdy nie jadę na oklep, więc ten element odpowiedzialności jest dla mnie prawie niezauważalny. Moje ciało i chuć stają się wtedy przedmiotem transakcji — nie chodzi o to, by myśleć, bawić się w metafizykę, ale czuć rżnięcie. Pogrążam się w tym. Z kochankami jest nieco inaczej. Bo to relacje na dłużej i jednak zobowiązujące. Czuję się świetnie, że ktoś na mnie leci. Tak wiem, jestem próżny. Ale w taki układ wchodzą emocje. Może pojawić się zaborczość, zazdrość. Jak nie mam problemu z zaspokajaniem klientów i tu ich liczba mnie nie martwi (ale nie jest specjalnie duża, to nie moje źródło utrzymania), kochanka staram się mieć jednego, góra dwóch. Najchętniej także z kimś związanych. Rozmawiam z nimi na temat preferencji seksualnych ich partnerów, opowiadam o moim. Dzięki temu ćwiczymy często w łóżku rzeczy, których chcielibyśmy spróbować w domu. Eksperymentujemy. Rozwijamy. Póki co, nasi stali partnerzy są zadowoleni z tego, czym ich zaskakujemy.  


1. Prolog


Prawdę powiedziawszy, wszystko było inaczej niż zazwyczaj. Mateusz przywykł, że ludzie niechętnie się z nim spotykają. Dla jednych opowiadanie o życiu intymnym jest złamaniem reguł. Inni boją się, że ktoś pozna ich po głosie czy szczegółach z biografii, a w dzisiejszych czasach życie na opak z narzucanymi politycznie regułami może mieć nieciekawe konsekwencje.  Irek jednak zgodził się od razu. A do tego zaproponował spotkanie z dnia na dzień.

Mateusz słabo znał Łódź, ale dojazd na Żubardzką okazał się prosty. Przeliczył się tylko w sprawie korków. Na miejsce dotarł dziesięć minut przed czasem, ale musiał jeszcze zaparkować. Pod salą koncertową nie dało się nic znaleźć. Zadzwonił do Irka, który lekko poddenerwowanym głosem odesłał go pod „Cud Miód”.

— Poczekam na Ciebie, najwyżej się trochę spóźnimy — powiedział.

Sam nie był w stanie wymyśleć nic innego, więc posłuchał. Pod knajpą też nie było łatwo zaparkować, ale wypatrzył w końcu wolne miejsce. Zatrzymał się, zwinął marynarkę z tylnego siedzenia i ruszył z kopyta. Zdyszany wpadł do środka. Irek faktycznie na niego czekał. Przystojniejszy niż się spodziewałem —pomyślał Mateusz patrząc na bruneta o śniadej cerze. Był od niego nieco niższy, w fajnej marynarce i śmiesznym krawacie z napisem „Jestem sexy i wiem o tym”. Podali sobie ręce. Uścisk Irka był mocy, by nie powiedzieć stalowy.

— Chodźmy — rzucił. — Mój facet trzyma dla nas miejsca.

Podeszli do drzwi. Bileterka otworzyła je cicho, a oni wślizgnęli się do środka. Orkiestra grała w najlepsze, gdy oni starali się dyskretnie dotrzeć do swojego rzędu.

— Straciliście uwerturę — wyszeptał do nich z naganą blondyn o bujnej czuprynie i zmysłowych ustach. Podał dłoń Mateuszowi i przedstawił się — Kuba jestem. Potem pociągnął go lekko, dając do zrozumienia, żeby usiadł z jego prawej strony. Tak zrobił, a gdy wziął głęboki oddech poczuł, jak ogarnia go zmęczenie. — To musical o Łodzi — usłyszał w uchu szept Jakuba. — Fajnie, że zobaczysz.



***

Spektakl faktycznie warto było zobaczyć. Mateusz razem z resztą widzów zerwał się na koniec z fotela i zaczął entuzjastycznie bić brawo. Kuba szepnął coś do Irka. Widzowie zaczęli wychodzić.

— Niech Pan wyciśnie z niego wszystko — Kuba zwrócił się do Mateusza. — Będzie miał Pan czego słuchać. Ja idę do znajomych za kulisy. Tylko niech Pan pamięta — puścił oko —, że długo myślałem, że Irek to porządny monogamiczny samiec alfa. Ale samiec alfa chyba nie może być monogamiczny — puścił oko i poszedł.

— Długo jesteście razem? — zapytał Mateusz.

— Ponad pięć lat — odpowiedział Irek. — Nieco krócej mieszkamy ze sobą.

— Ładny staż.

— To prawda.

— Obaj jesteście poliamoryczni?

— Ech — żachnął się — Kuba być może. Ale jemu najlepiej jest ze mną. A ja uważam, że słowo poliamoria jest przereklamowane. Dlatego chciałem z Panem pogadać, bo może warto w ramach reportaży o poliamorii zrobić i taki — o przereklamowaniu.

— Ale nie jest Pan monogamiczny? — zapytał zaskoczony Mateusz.

— Zdecydowanie nie jestem. Chodźmy może do knajpy, gdzie Pan zaparkował. Liczę, że będą tam warunki do spokojnej rozmowy, to dowie się Pan więcej.

— OK — potaknął Mateusz. — Ciekawi mnie tylko, jak Pana facet daje sobie radę.

— Wie Pan, było burzliwie. Nie mówiłem mu od początku, mój błąd. Ale z drugiej strony związał się ze mną, gdy byłem z kimś innym. Tamten związek przeszedł mi w przyjaźń, ostatnio bardziej wirtualną z braku czasu. Dotarło do niego, że przez naszą miłość ktoś też mógł cierpieć, a jednak nie odwrócił się ode mnie czy od nas. Myślę, że to dało mu do myślenia.

Weszli do środka. Wnętrze było dość ciemne i dość ciężkie. Ludzi było niewielu, co w połączeniu z atmosferą pozwalało się zaszyć. Usiedli i zamówili herbatę. Mateusz wyciągnął notes, w którym zrobił notatkę, i dyktafon.

— Nie będzie Panu przeszkadzać? — zapytał.

Irek pokręcił przecząco głową.

— To świetnie.

Kelner przyniósł filiżanki i czajniczki z herbatą. Gdy wszystko znalazło się już na stole Irek poprosił, żeby im nie przeszkadzał.

— Gdybyśmy czegoś potrzebowali, poproszę Pana.

Kelner potaknął i odszedł.

— To co, zaczynamy?

— Jasne.

— A zatem, poliamoria jest według Pana przereklamowana?

— Zdecydowanie. To fajny idea, tak swoją drogą. Ale na ogół służy u nas do tego, żeby ładniej nazwać rozwiązłość. To tak, jakby wstydzić się rozwiązłości, ale jak ładniej się ją nazwie, to już tego wstydu nie czuć. Mam dość hipokryzji i nie będę udawał kogoś, kim nie jestem. Kocham Kubę i dobrze mi z nim, także w łóżku. Kocham przyjaciół, z którymi w łóżku też mi dobrze. To może być od biedy krąg poliamoryczny. Ale w łóżku dobrze mi też z kochankami. Z klientami bywa lepiej lub gorzej, ale sypiam z nimi przy okazji i nie ze wszystkimi. To już na pewno nie jest poliamoria. Za to jest to sposób na samorealizację. Nie jedyny, co mam nadzieję, wyjdzie w naszych rozmowach. Niemniej jestem kurwiarzem i nie wstydzę się tego. Potrzebuję seksu, bo rozwija mnie i spełnia. Inaczej, gdy za pomocą ciała buduję bliskość z partnerem. Inaczej, gdy ląduję w łóżku z kochankiem. A jeszcze inaczej, gdy to element pracy. To nie są doświadczenia wymienne i potrzebuję wszystkich. O tym chcę Panu opowiedzieć.